Jeszcze kilkanaście lat temu samotny gość w restauracji wzbudzał ciekawość. Kelner pytał z uśmiechem: „czy czekamy na kogoś?”, a inni klienci spoglądali ukradkiem. Dziś to obraz coraz bardziej codzienny – i co ważniejsze, coraz bardziej opłacalny dla branży. Według danych OpenTable rezerwacje „table for one” w USA wzrosły w ostatnich dwóch latach o 29%, a w Wielkiej Brytanii o 14% rok do roku. Co ciekawe, w Londynie to właśnie Ci goście pojawiają się w restauracjach wcześniej — między 17:00 a 18:00 — zapełniając "martwe" godziny. Samotne wyjście do restauracji przestało być tabu i stało się świadomym wyborem.
Zmienia się rytm miejskiego życia. W dużych miastach coraz więcej osób żyje w pojedynkę, a praca zdalna oderwała wielu od biurowych lunchy i spotkań integracyjnych. W efekcie kolacja „dla siebie” staje się rytuałem — chwilą skupienia, nagrodą po pracy, czasem oddechu od zgiełku.
W Azji to zjawisko znane jest od lat. W Korei określa się je słowem honbap, które oznacza jedzenie w pojedynkę i absolutny brak tabu wokół tego wyboru. Nic dziwnego – ponad 35% tamtejszych gospodarstw domowych to osoby mieszkające samotnie. W Europie czy w Stanach Zjednoczonych trend dopiero nabiera tempa, ale zmiana mentalności jest widoczna gołym okiem.
Pierwszy problem, z jakim mierzy się w kontekście solo diningu restaurator, to układ sali. Samotny gość przy stoliku dla dwóch osób to, w teorii, strata potencjalnego obrotu. Ale tylko wtedy, gdy nie wykorzystamy przestrzeni w mądry sposób.
Świetnie sprawdzają się miejsca przy barze czy blaty przy otwartej kuchni, które naturalnie zapraszają singli. Coraz popularniejsze są też tzw. 1-top clusters — skupiska pojedynczych stolików, które w razie potrzeby można łączyć. Wreszcie, nowoczesne systemy rezerwacji pozwalają elastycznie, w zależności od obłożenia, przypisywać miejsca do gości i analizować popyt w zależności od godzin i dni tygodnia.
Przykłady z Japonii pokazują, że takie rozwiązania nie tylko poprawiają ekonomię, ale też zwiększają rotację stolików. Bary ramen są pod tym względem mistrzami: stolik na jedną osobę przynosi taki sam zysk jak klasyczna „dwójka”, bo obsługa jest szybsza, a czas wizyty krótszy.
Mit, że gość solo wydaje mniej, nie znajduje potwierdzenia w danych. Wręcz przeciwnie: OpenTable wskazuje, że w niektórych segmentach wydatki na gościa są nawet o 48% wyższe niż przy stolikach dwuosobowych.
Samotny gość często traktuje wyjście jako formę nagrody — zamawia coś bardziej premium, sięga po dodatkowy kieliszek wina albo decyduje się na ciekawy deser. To okazja, by zaproponować mu menu degustacyjne w wersji „mini”, flighty winne czy koktajlowe, a także połówki porcji, które pozwalają spróbować więcej smaków. Co więcej, taki klient nie jest rozproszony rozmową. Skupia się na jedzeniu i
doświadczeniu, a to sprzyja budowaniu lojalności wobec marki restauracji.
Flight – to zestaw kilku małych porcji tego samego typu produktu (np. wina, piwa, whisky, kawy, deserów itp.), serwowanych razem w celu porównania smaków, aromatów lub stylów, np.: Wine flight – zestaw 3–5 win podanych w mniejszych kieliszkach, pozwalający gościow i porównać różne szczepy lub roczniki.
Największym wyzwaniem nie jest jednak ani menu, ani układ sali, lecz sama obsługa. Gość solo nie powinien być traktowany jak „ten, któremu kogoś brakuje”. Dlatego należy unikać pytań typu „czy ktoś jeszcze dołączy?” czy sadzania w gorszym miejscu.
Dobre praktyki?
Świetną inspiracją jest japońska sieć "Ichiran", znana z „flavor concentration booths” – kabin, w których jedzenie staje się niemal medytacją. Gość nie widzi obsługi, nie rozmawia z nikim – koncentruje się tylko na smaku.
Nie trzeba od razu budować kabin jak w Tokio. Wystarczy prosty „Solo-Fit Audit”:
Solo dining to nie kaprys ani chwilowy trend. To odpowiedź na realne zmiany społeczne i konsumenckie. Restauracje, które nauczą się tworzyć przestrzeń dla gości „table for one”, zyskają coś więcej niż dodatkowe miejsca w grafiku rezerwacji. Zyskają lojalnych klientów, którzy wrócą częściej, wydadzą więcej i polecą lokal innym. Bo w nowoczesnej gastronomii stolik dla jednej osoby to wcale nie strata — to nowa forma gościnności i nowy sposób budowania biznesu.
